Reposted from hormeza
Reposted from hormeza
"Cale życie zrywam się i padam,
jakbym w piersi miał wiatr na uwięzi,
i chwytają mnie złe listopady
czarnymi palcami gałęzi.
Ja upiłem się tym tchem, tym szumem,
niepokojem, który serce zatruł -
to dlatego śpiewać już nie umiem,
tylko wołam wołaniem wiatru,
to dlatego codziennie się tułam
po wieczornych, po czarnych ulicach
i prowadzi mnie wilgotny trotuar
w mgłę wilgotną, która bólem nasyca.
Acetylen słów płonie na wargach,
płonie we mnie bolesna maligna,
chodzę błędny, jak ludzie w letargu,
zewsząd, zewsząd niepokój mnie wygnał.
Nie ma wyjścia, nie ma wyjścia, nie ma wyjścia,
muszę chodzić coraz dalej, coraz dłużej.
Jestem wiatr szeleszczący w liściach,
jestem liść zagubiony w wichurze.
Tylko w oczach mgła i oczy bolą,
tylko serce bije coraz częściej. Read More »
Była.
Wiersz znalazłam przypadkiem na fejsie 5 listopada. Zgubiłam już autora.
5 listopada. Dzień, w którym parę lat temu zmarł mój przyjaciel, który był muzykiem. Przyjaciel, z którym godzinami słuchałam płyt z jego kolekcji. Płyt, które ja czasem wyszarpała gdzieś przypadkiem. Muzyki z youtuba w gorszej jakości. Czasem słuchaniu towarzyszyły gorące dyskusje pomiędzy kawałkami.Czasem słuchaliśmy w absolutnym milczeniu. Wszystko było jasne poza słowami, byliśmy naczyniami na emocje i dźwięki. Kochaliśmy te chwile. Kochaliśmy muzykę. Kochaliśmy siebie, jak tylko mocno można kochać przyjaciela.
Brakuje mi leżenia z nim na łóżku, gdy pada deszcz za oknem i tego, jak opowiadał mi wtedy wieczorami muzykę.
Zdążyłam mu podziękować. Dziękuję nadal. I tęsknię.