Na chodniku zostały ślady chłopca z marmurową twarzą, która urodziła się dorosła. Przed chwilą tędy przebiegł. Zobacz, wokół leżą odłamki zruszonego powietrza. Chciałabym wiedzieć, czy zbiera kasztany i z głową pod nocną lampką wycina wymarzony rower z gazetek wrzucanych do pocztowej skrzynki. Szczęście dorosłych objawia się w tęsknotach za tym, co przebiegło tak szybko, jak on. Nim się spostrzeżesz, a nikt nie zawoła berek! Zapomnisz, że kiedyś miałaś czas, aby dostać się do środka kasztana. Chłopiec zatrzymał się na końcu ulicy. Bezpieczna odległość od nieznanego ciała, które ma własne 36,6 trosk i marzeń. Utknęły w nas zwierzęta, których nie potrafimy wypuścić na wolność. Pamiętam wszystkie popołudnia, takie jak to, kiedy pozwalaliśmy im przechadzać się swobodnie. Za każdym razem ich powroty przeciągały się coraz bardziej, aż pewnego dnia zabroniliśmy im opuszczać nasze wnętrza. Tulą się do naszych kości, a my mówimy, że to na pogodę skrzypi w palcach. Na wszystko znajdzie się tabletka. Wsuwasz się, nakrywasz mokrym językiem, zamykasz usta. Pierwsi rodzice słyszeli szelest Boga, przechadzającego się po ogrodzie w powiewie dziennym. Dziś już wiesz, że chwilę po tym było wygnanie. Wsunęli nagie ciała pod język. Na tym mokrym chodniku możemy wyświetlić film o utraconym raju. Kupimy go później w katalogu turystycznym wyciągniętym ze skrzynki wraz z tęsknotami, o których nikt do nas nie pisze. Chłopcy będą tam biegać po chodnikach, a coś na kształt kasztanów kupimy na każdym straganie. Wybierzemy pierwszy lepszy pokój o chłodnych ścianach, w które wdarł się zapach kawy i pościeli. Kiedy będę leżeć w wannie, czytaj mi Ginsberga. Będę żonglować kasztanami [lub tym czymś na obraz i podobieństwo kasztanowe, a więcej grzechów nie pamiętam i nie żałuję wcale. i co mi teraz zrobisz?] a on niezmiennie szukać będzie szczątków Apollinaire'a. Wtedy przerwę ci i sama powiem, że nie możesz jeździć autem po dwumetrowym grobie chociaż wszechświat jest mauzoleum wystarczająco wielkim dla wszystkiego wszechświat to cmentarz a ja chodzę po nim samotny. Ten chłopiec, opuszczając ciało matki, mógł mieć każdą twarz. Mógł urodzić się w porze przejściowej lub jakimś krańcu nawiniętym na palec włókniarki, w której rękach spoczywa jego nić [ktoś nam ją zawsze rozwija z pierwszym haustem powietrza i później jakoś już idzie]. Jego matka mogła mieć na imię Maria i mogła mieć niebieskie oczy. Ojcu wpiszemy nieznany. Może to marynarz, co przywozi nam coś na kształt kasztanów, które ktoś wkleja do gazetek. Na odwrocie jest rower, o którym marzy chłopiec, ale jego ojciec ma tylko kasztany, a i to nie prawda. To jedynie coś na kształt. Dam ci synku coś na kształt życia, mówi Maria. Wysuń się spod języka. Pozwól swemu zwierzęciu zrobić pierwszy krok, a potem kolejny. Pewnej nocy zatęsknisz za jakimś ciałem. Pewnego popołudnia zapomnisz, że gdzieś czeka jakiś powrót. Pewnego poranka zaczniesz się na nowo, ale teraz pobiegnij jeszcze tym chodnikiem. Zostaw trop, po którym ktoś potoczy włóczkę. 

Na zdjęciu nie ma chłopca. 
On już pobiegł
i nie po tym chodniku.
To tylko dorosła radość,
objawiona w tęsknocie,
co znikła tak szybko, jak on. 

Reposted from damapik via skydelan